Po doświadczeniach z akwarystyką słodkowodną i po niewielkiej, ale zawsze jednak, praktyką z moim 100 litrowym "słonym morzem" rzuciłem się od razu do zakładania mojego pierwszego, prawdziwie profesjonalnego akwarium morskiego. Zamierzenia miałem następujące: zbiornik możliwie największy, sprzęt możliwie najlepszy, zwierzęta możliwie najpiękniejsze, roboty przy zbiorniku możliwie najmniej. Założenia, jak sądzę dla Was również, bardzo słuszne. Czy wszystkie się sprawdziły? O tym poniżej.

    Zbiornik główny miał ponad 1000 litrów. Szkło o grubości 12 mm posłużyło do sklejenia akwarium o wymiarach 200 x 90 x 60. Wysokość 60 cm wydawała się najlepsza ze względu na oświetlenie (możliwie duże by światło zdołało dotrzeć na sam dół) i jednocześnie pozwalało na w miarę swobodne manipulowanie rękami bez potrzeby przebierania się w strój nurka. Umieściłem tam jeden komin lecz nie w środku a na zewnątrz. Całość dopełniały trzy lampy HQI po 250 W oraz dwie świetlówki aktyniczne. Pod spodem stał sump o wymiarach 120 x 40 x 40 czyli o objętości 1/5 głównego zbiornika. Do sumpa włożyłem odpieniacz DELTEC 1060 i złoże zraszane. Resztę sprzętu stanowiły: pompa główna o wydajności 10000 l/h, automat do uzupełniania odparowanej wody (zanim go zakupiłem musiałem ręcznie dolewać dziennie ok. 15 litrów), automat dozujący mikroelementy, mieszacz wapna, reaktor wapienny, ozonizator, profesjonalny filtr RO DI oraz grzałki. Oprócz tego oczywiście pH-metr, miernik potencjału redox i temperatury. Nad całością czuwał komputer (bardzo przydatny "leniuszek" dla zapracowanych). Nie były to oczywiście zakupy przeprowadzone jednorazowo a raczej był to stopniowy proces kompletowania osprzętowania. Część wymuszona była przez brak czasu - spróbujcie dodawać codziennie wszystkie mikroelementy, wapno itd. i jednocześnie pracować zawodowo oraz zajmować się rodziną, rozwijać swoją wiedzę hobbystyczną, utrzymywać kontakty z innymi akwarystami i od czasu do czasu zadbać o dodanie odpowiednich mikroelementów do własnego organizmu - a część była nabyta za namową przyjaciół albo po lekturze różnych artykułów.

    Środek zbiornika głównego zapełniała słona woda posolona solą Tropic Marin, żywa skała w ilości 150 kg połączona z 50 kg tufu wapiennego oraz zwierzątka J. Jako pierwsze, trochę przez przypadek, trafiły do zbiornika dwie Zebrasomy xanthurum. Potem pojawiały się inne ryby: błazenki - ocellarisy i clarkii, pokolce - Zebrasoma flavescens, Paracanthurus hepatus, Acanthurus olivaceus oraz inne, takie jak: Labroides dimidiatus - czyściciel, babki Nemateleotris decora i Valencienna strigata, Synchiropus splendidus, Centropyga bicolor, Chromis viridis , Siganus vulpinus , Chrysiptera parasema , Pseudoanthias squamipinnis. Było tych ryb bardzo wiele. Część z nich widziałem przez chwilkę, część znalazłem w postaci szkieletu podczas czyszczenia, część odnalazłem wysuszonych za zbiornikiem gdy go likwidowałem. Niektóre walczyły na śmierć i życie i ginęły, inne ze śladami walki na ciele pływały jeszcze długo. Większość jednak miała się znakomicie i dostarczała, a część z nich nadal dostarcza w nowym akwarium, niezapomnianych wrażeń. Nauczyły mnie one wiele. Jak się z nimi obchodzić, co i kiedy dawać im do jedzenia, które mogą współżyć z innymi rybami z własnego gatunku a które nie. Potrafiły jeść mi z ręki a nawet niektóre rozpoznawały mnie i łasiły się do głaskania jak pies. Boleśnie odczuwałem każdą stratę. Na szczęście było ich niewiele, a te które były, pozwoliły mi zapewnić im i ich następcom jak najlepsze warunki w nowym zbiorniku.

    Byłbym oczywiście nieszczery mówiąc, że to ryby (choć wspaniałe) stanowiły największą moją chlubę. To koralowce były i są moją największą miłością (akwarystyczną oczywiście) a szczególnie koralowce twarde. Wśród miękkich były: Sarcophyton glaucum , Sarcophyton sp, Lobophytum, Sinularia, Xenia, Anthelia, Discosoma sp., Rhodactis, Pachyclavularia sp., Parazoanthus gracilis, Zoanthus sp., Pseudopterogorigia americana, Eunicea calyculata, różne gąbki itd. itp. A to niektóre twarde korale: Montipora sp, Turbinaria sp., Acropora sp., Trachyphyllia, Euphyllia sp., Cynarina lacrymalis, Heliofungia, Plerogyra sp., Favites spec. Te osoby, które mnie znają, wiedzą, że to koralowce twarde stanowią dla mnie sens posiadania własnej rafy koralowej. Według mnie jest to najwyższa szkoła jazdy dla rafowca. Czy zdałem egzamin? Spójrzcie na zdjęcia mojego starego akwarium i sami oceńcie .

    Oczywiście zbiornik nie mógłby w pełni spełniać moich wymagań, gdyby nie posiadał także innych zwierząt, takich jak: małże tridacna, kilka rozgwiazd, jeżowców, krewetek Lysmata aboinensis - krewetki czyszczące, różne ślimaki, strzykwy, wężowidła i co tylko Matka - Natura potrafiła wymyślić. A wyobraźnię ma nieograniczoną.

    Życie, choć piękne, miałoby wielkie trudności by pokazać się w całej swej krasie gdyby nie stabilne i bardzo dobre parametry wody. Wszystkie moje urządzenia zakupywałem by zapewnić takie oto stałe wyniki pomiarów. Temperatura 25C - zasolenie 1,023 - pH 8,2 - KH 9 dkh - Mg 1400 ppm - redox 420 mv - NO2 0,01mg/l{ppm } - NO3 2mg/l{ppm}. Oprócz wszelakiego oprzyrządowania wymagane były podmiany wody co ok. 14 dni 60 litrów wody. Komputer sterował dozowaniem mikroelementów (tylko on był w stanie połapać się kiedy i ile jakiego mikroelementu należało dodać) a także włączaniem i wyłączaniem oświetlenia: HQI-8h, aktynicznego 10h oraz pracą miksera wapna (działał tylko w nocy).

    Stary zbiornik dał mi nie tylko piękne widoki. Nauczył mnie też bardzo dużo. Szkoda jednak, że była to czasami nauka bardzo kosztowna.

    Do błędów zaliczyć mogę brak reaktora wapienny. Początkowo sądziłem, że mikser wapnia wystarczy w zupełności. To był błąd. Po dodaniu reaktora poziom wapna stał się stabilny i na pożądanym poziomie. Stanowczo doradzam taki zakup.

    Nie zalecam natomiast zakupu Miracle Mud. W cuda można wierzyć lecz "nabycie cudu drogą kupna" kojarzy mi się ze "szczeblem z drabiny która przyśniła się Św. - bodajże - Piotrowi" a którą to sprzedawano w "Krzyżakach". Od razu mówię o swoich doświadczeniach by nie być gołosłownym. Obok sumpa umieściłem filtr glonowy zawierający Miracle Mud w ilości 20 kg. Początkowo wszystko było ok. ale po 2 miesiącach zaczęły się pojawiać niepożądane glony i to w takich ilościach, że żadną miarą nie byłem w stanie sobie z nimi poradzić. Stosowałem duże i częste podmiany wody. Stosowałem też brak podmian. Oba sposoby na nic. Przestałem dozować mikroelementy. Bez skutku. Próbowałem zastosować metodę sterowania cyrkulacją wody. To samo. Oświetlenie. To samo. Zmniejszyłem ilość ryb. Do filtra RO dokupiłem DI (to jedyny plus MM, że zmusił mnie do zakupu denitryfikatora). Nic. Szukałem problemu wszędzie tylko oczywiście nie tam gdzie trzeba było. Glony, szybko rosnące na MM, zdominowały cały filtr. Pilnowanie ich to była ciężka i wyczerpująca harówka. No i się stało. Katastrofa nastąpiła gdy Caulerpa racemosa przejrzała i zepsuła całą wodę. Natychmiast odłączyłem filtr glonowy od systemu filtracji i zabrałem się za niwelowanie szkód za pomocą podmian wody. Walka ta trwała trzy miesiące. Tyle czasu zajęło mi pozbycie się niepożądanych glonów. To był rzeczywiście Miracle, że pozbyłem się skutków tego Mud. Nie polecam.

    Może i ktoś pomyśli, że to artykuł sponsorowany ale cóż. Zaryzykuję. Z całą świadomością mogę polecić sprzęt DELTECa. Te odpieniacze turbo-skimmery są po prostu rewelacyjne. Efektywność. Prostota obsługi. Nic dodać nic ująć.

    Stanowczo doradzam oświetlenie nocne. Mała dioda a daje dużo pożytku. Polecam gorąco bo to i dla ryb mniejszy stres gdy naraz w pokoju zapalimy światło. A to znacznie ładnie dostrzec coś w zbiorniku gdy lampy wyłączone a my za wszelką cenę chcemy coś dostrzec w akwarium. Baterie do latarek kosztują, oj kosztują. I co najważniejsze to ryby nie dają się tak łatwo schwytać gdy mrok rozprasza choć niewielka smużka światła. W taki to sposób straciłem swojego Idolka pożartego przez ukwiała. A i rybki przestały wyskakiwać "na piwo" poza zbiornik.

    Polecam nie oszczędzać na żywej skale. Początkowo w akwarium miałem 50 kg żywej skały i 150 kg tufu i wszystko funkcjonowało marnie. Dopiero po czterech miesiącach zdecydowałem się na zmiany. Wywaliłem 100 kg tufu i powoli zacząłem wprowadzać dodatkowe ilości żywej skały. Przez jeden miesiąc trzymałem nową skałę w oddzielnym zbiorniku i dopiero taką dodawałem do głównego "baniaczka" aby nie zachwiać zbytnio równowagi biologicznej. Trwało to kolejne cztery miesiące ale warto było czekać. Wszystko ruszyło "z kopyta" i dopiero wtedy mogłem rozpocząć swoją prawdziwą przygodę z morszczyzną. Taka "oszczędność" - jak widzicie - kosztowała mnie w gotówce, nerwach, dodatkowej pracy i straconym czasie. To żywa skała stanowi główną siłę filtracyjną w akwarium. To ona daje podstawę do życia w naszych "małych morzach". To jest największy sekret udanego zbiornika z rafą koralową. I żadne piwa bezalkoholowe, kawy bezkofeinowe, słodziki bezcukrowe, wyroby czekoladopodobne, szynki drobiowe, parówki sojowe czy też inne lalki dmuchane NIGDY nie zastąpią oryginału.

    Na deser zostawiłem najbardziej oczywiste i jednocześnie najważniejsze spostrzeżenie. To Cierpliwość jest najbardziej potrzebnym mikroelementem bez którego nie ma mowy o akwarystyce a o akwarystyce słonowodnej w szczególności. Nie ma możliwości przeskoczenia pewnych etapów w dojrzewaniu zbiornika, jego prowadzeniu, we wprowadzaniu zwierząt, w zaobserwowaniu skutków naszych działań - czy to dobrych czy też złych. A tak na marginesie. Im tych działań, ingerencji i "wsadzania rąk" będzie jak najmniej tym lepiej dla akwarium.

    Człowiek to istota wbrew pozorom niestała więc i ja postanowiłem zmienić mój zbiornik na nowy. Co z tego wynikło możesz drogi Czytelniku przeczytać w dziale Nowe Akwarium. Musze jednak dodać, iż mój Stary zbiornik nauczył mnie bardzo dużo. Dał mi wiele radości i dumy. A że nie zmienia się zwycięskiej drużyny więc większość zwierząt i sprzętu przewędrowała do Nowego zbiornika. Zapraszam do obejrzenia.